W związku z premierą najnowszej części Assassin’s Creed Origins wraz z firmą Ubisoft Polska przygotowaliśmy dla Was historyczny konkurs literacki. Seria od zawsze opierała się na niesamowitych historiach dawnych czasów oraz nieustannym konflikcie pomiędzy Asasynami oraz Templariuszami. Niejednokrotnie decydowali oni o dziejach świata, sekretnie kształtując je na to co znamy dzisiaj.
Czy historia spoza tej znanej nam z gier serii również mogła ulec manipulacji na korzyść jednej ze stron? Jeśli tak – w jaki sposób?
By zobaczyć jak Asasyni i Templariusze przedstawiają swoją część historii zapraszamy do obejrzenia materiałów wideo przygotowanych przez TVGRY.
Poniżej znajdziecie rezultaty jak użytkownicy GRY-Online poradzili sobie z zadaniem!
Aby mieć szansę na wygraną, uczestnicy musieli zaprezentować zgłoszenie do następującego zadania:
OPISZ JEDNO Z PODANYCH WYDARZEŃ HISTORYCZNYCH Z PERSPEKTYWY ASASYNÓW LUB TEMPLARIUSZY
Tymi wydarzeniami były:
1) Bitwa pod Grunwaldem (15 lipca 1410)
2) Oblężenie Zbaraża (10 lipca 1649 – 22 sierpnia 1649)
3) Spisanie i przyjęcie Konstytucja 3 maja (3 maja 1791)
4) Odkrycia Marii Skłodowskiej-Curie (18 lipca oraz 26 grudnia 1898)
5) Zamach na Gabriela Narutowicza (16 grudnia 1922)
Od Was zależało w jaki sposób przedstawicie podane wydarzenia historyczne, mieliśmy więc dzienniki, opisy bitew i wspomnienia bohaterów wydarzeń. Zaimponowaliście nam ponownie swoją kreatywnością oraz ogromną ilością prac!
Oto lista zwycięzców:
I miejsce – Zdzichsiu
II miejsce – Punkrocker
III – VIII miejsca (kolejność przypadkowa) - Sethlan, Runnersan, Rafbeam, Matysiak G, Tymos, Mannelig
IX – X miejsca (kolejność przypadkowa) - Manilson, Worazer
GRATULUJEMY ZWYCIĘZCOM I DZIĘKUJEMY WSZYSTKIM ZA UDZIAŁ W NASZEJ ZABAWIE!
1. Organizatorem Konkursu jest firma GRY-OnLine S.A. z siedzibą przy ul. Gabrieli Zapolskiej 16A, 30-126 w Krakowie; KRS 0000294732, Sąd Rejonowy Kraków–Śródmieście, XI Wydział Gospodarczy Krajowego Rejestru Sądowego, NIP 677-21-54-611, kapitał akcyjny 700 000 PLN (opłacony w całości).
zobacz cały regulamin konkursu
2. Konkurs organizowany jest na zlecenie firmy Ubisoft GMBH Sp. z o.o. Oddział w Polsce, z siedzibą w Warszawie przy ul. Domaniewska 39A (wejście B) (zwanej dalej: „Zleceniodawcą”).
3. Konkurs organizowany jest na terytorium Rzeczypospolitej Polskiej.
4. Organizator oświadcza, że Konkurs nie jest grą losową, loterią fantową, zakładem wzajemnym, loterią promocyjną, których wynik zależy od przypadku, ani żadną inną formą gry losowej przewidzianej w ustawie z dnia 19 listopada 2009 r. o grach hazardowych (Dz.U. 2009.201.1540, wraz z późn. zm.).
5. Konkurs rozpoczyna się 30 października 2017 roku. Okres zgłaszania Prac Konkursowych trwa do 17 listopada 2017 roku włącznie. Prace zgłoszone po tym terminie nie będą brały udziału w Konkursie. Wyłonienie zwycięzcy nastąpi w ciągu 7 dni od daty zakończenia okresu zgłaszania Prac Konkursowych.
6. Konkurs polega na zaprezentowaniu zgłoszenia konkursowego do zadania: „Opisz jedno z pieciu podanych wydarzeń historycznych z perspektywy Asasynów lub Templariuszy”. Prezentacja zgłoszenia następuje przez utworzenie komentarza w wątku forum przypisanym do Konkursu oraz dodanie do niego tekstu Pracy Konkursowej.
7. Praca Konkursowa winna spełniać następujące warunki:
a. musi być tekstem utrzymanym w tematyce poświęconej grze Assassin’s Creed Origins oraz innych gier z serii.
b. całe zgłoszenie powinno zawierać się w 3 000 znaków, nie wliczając spacji. Zgłoszenia zawierające więcej znaków nie będą brane pod uwagę.
c. zgłoszenie musi być zamieszczone jako komentarz w wątku forum.
8. W przypadku niespełnienia wymagań technicznych przedstawionych w punkcie 7., zgłoszenie nie będzie rozpatrywane.
9. Każdy użytkownik może zgłosić tylko jedną pracę.
10. Aby dane zgłoszenie zostało zakwalifikowane do udziału w Konkursie i podlegało ocenie, musi być przekazane w terminie wskazanym w pkt. 5, zgodne z wytycznymi postawionymi w pkt. 7, a ponadto:
a. nie naruszać dobrych obyczajów przyjętych w społecznościach internetowych,
b. nie naruszać praw osób trzecich, w tym praw autorskich; tyczy się to także praw autorskich do oficjalnych materiałów Zleceniodawcy,
c. nie nawiązywać do alkoholu, narkotyków lub intymnych części ciała, a ponadto przekleństw i słów powszechnie uznawanych za obraźliwe. Niedopuszczalne jest także umieszczanie tych słów w wersji ocenzurowanej.
11. Z chwilą zakwalifikowania zgłoszenia, staje się ono Pracą Konkursową, a użytkownik staje się uczestnikiem Konkursu (zwanym dalej „Uczestnikiem”), a ponadto oświadcza, że:
a. jest autorem zgłoszonej Pracy Konkursowej i posiada do niej wszelkie osobiste i majątkowe prawa autorskie,
b. oświadcza, że Praca Konkursowa jest zgodna z niniejszym Regulaminem, nie narusza praw osób trzecich, jest wolna od jakichkolwiek roszczeń ze strony osób trzecich,
c. zapoznał się z treścią niniejszego Regulaminu i akceptuje jego postanowienia w całości,
d. udziela nieodpłatnej niewyłącznej licencji na rzecz Organizatora bez ograniczeń czasowych i terytorialnych, zezwala na wykorzystanie Pracy Konkursowej w części lub w całości, na wszelkich polach eksploatacji.
12. Konkurs zostanie przeprowadzony na stronie internetowej origins.gry-online.pl stworzonej przez Organizatora.
13. Uczestnicy Konkursu nie ponoszą żadnych dodatkowych kosztów związanych z udziałem w Konkursie i z odbiorem Nagrody.
14. Do udziału w Konkursie niezbędna jest rejestracja na stronach internetowych Organizatora. Darmowy profil w serwisie GRY-OnLine.pl można założyć na stronie http://www.gry-online.pl/rejestracja.asp.
15. Organizator zastrzega sobie prawo do wykluczenia z udziału w Konkursie:
a. osób prowadzących działania, co do których zajdzie uzasadnione przypuszczenie, że mogą one podejmować działania prowadzące do prób obejścia Regulaminu, lub które w inny sposób dążą do przełamania zabezpieczeń lub zasad przeprowadzania Konkursu;
b. osób prowadzących działania naruszające uzasadnione interesy Organizatora lub Zleceniodawcy, godzące w ich wizerunek, lub naruszające zasady współżycia społecznego.
16. Z chwilą przedstawienia zgłoszenia Uczestnik udziela Organizatorowi oraz Zleceniodawcy nieograniczonej w czasie i terytorialnie niewyłącznej licencji na korzystanie z Pracy Konkursowej, obejmującej w najpełniejszym dopuszczalnym prawem zakresie, wszelkie znane pola eksploatacji, w szczególności:
a. utrwalanie jakąkolwiek techniką (w jakimkolwiek systemie, formacie i na jakimkolwiek nośniku), w tym drukiem, na kliszy fotograficznej, na taśmie magnetycznej, cyfrowo,
b. zwielokrotnianie jakąkolwiek techniką (w jakimkolwiek systemie, formacie i na jakimkolwiek nośniku), w tym drukiem, na kliszy fotograficznej, na taśmie magnetycznej, cyfrowo,
c. wprowadzanie do obrotu,
d. wprowadzanie do pamięci komputera, do sieci komputerowej lub multimedialnej, do baz danych,
e. publiczne udostępnianie w taki sposób, aby każdy mógł mieć dostęp do Pracy Konkursowej w miejscu i czasie przez siebie wybranym (m.in. w Internecie np. w ramach dowolnych stron internetowych oraz jakichkolwiek serwisów w tym serwisów społecznościowych – odpłatnych lub nieodpłatnych, dostępnych m.in. w formacie downloading, streaming, IPTV, ADSL, DSL lub jakiejkolwiek innej), a także w ramach dowolnych usług telekomunikacyjnych z zastosowaniem jakichkolwiek systemów i urządzeń (m.in. telefonów stacjonarnych lub komórkowych, komputerów stacjonarnych lub przenośnych, a także z wykorzystaniem wszelkich dostępnych technologii, za pomocą telekomunikacyjnych sieci przesyłu danych),
f. publiczne wykonywanie,
g. publiczne odtwarzanie (m.in. za pomocą dowolnych urządzeń analogowych lub cyfrowych posiadających w szczególności funkcje przechowywania i odczytywania plików audio lub video np. komputerów stacjonarnych lub przenośnych, odbiorników radiowych lub telewizyjnych, projektorów, telefonów stacjonarnych lub komórkowych, odtwarzaczy MP3 lub MP4, iPod, iPhone, itp.),
h. wystawianie, wyświetlanie, użyczenie, najem, dzierżawa,
i. nadawanie drogą emisji telewizyjnej w sposób przewodowy lub bezprzewodowy (w technologii analogowej lub cyfrowej, w sposób kodowany lub niekodowany), w szczególności przez stację naziemną, za pomocą satelity (w tym za pośrednictwem platform cyfrowych) oraz w sposób przewodowy (za pomocą sieci kablowych, połączeń telekomunikacyjnych, telewizji mobilnej, IPTV, DSL, ADSL, itp.) oraz w sposób umożliwiający odbiór za pomocą telefonów komórkowych,
j. reemitowanie analogowe lub cyfrowe wizji lub fonii (kodowane lub niekodowane, odpłatne lub nieodpłatne, w jakimkolwiek systemie, formacie lub technice), m.in. za pośrednictwem platform cyfrowych, sieci kablowych, połączeń telekomunikacyjnych, telewizji mobilnej, IPTV, DSL, ADSL, jakichkolwiek sieci komputerowych (w tym Internetu), itp.,
k. rozprowadzanie i rozpowszechnianie w sieciach informatycznych, telekomunikacyjnych lub teleinformatycznych, w szczególności z wykorzystaniem technologii ADSL, DSL, xDSL, Ethernet,
l. wykorzystywanie w celach marketingu, promocji i reklamy.
17. Autor Pracy Konkursowej wyraża zgodę na rozporządzanie i korzystanie przez GRY-Online S.A. z opracowań tekstu lub jego części oraz na wykonywanie prawa zależnego do Pracy Konkursowej lub jej części, a także przenosi na powyższy podmiot prawo do zezwalania na wykonywanie prawa zależnego od tekstu (w szczególności prawo do wykonywania tłumaczeń, nieodpłatnych przeróbek, aranżacji i adaptacji).
18. Uczestnik zobowiązuje się do niewykorzystywania autorskich praw osobistych do tekstu, o których mowa w art. 16 Ustawy o prawach autorskich i prawach pokrewnych.
19. Nagrodami w Konkursie są, w zależności od zajętego miejsca:
I. konsola XBOX ONE X 1TB Project Scorpio, edycja kolekcjonerska gry Assassin's Creed - Dawn of the Creed, T-shirt Assassin’s Creed Day One XL, 1x brelok Assassin’s Creed Origins, 1x naszyjnik Assassin’s Creed Origins;
II. Słuchawki bezprzewodowe Focal z serii Assassin’s Creed: Origins, T-shirt Assassin’s Creed Day One XL, 1x brelok Assassin’s Creed Origins, 1x naszyjnik Assassin’s Creed Origins;
III. Bluza Assassin’s Creed Origins XL, T-shirt Assassin’s Creed Day One XL, 1x brelok Assassin’s Creed Origins, 1x naszyjnik Assassin’s Creed Origins;
IV. Bluza Assassin’s Creed Origins XL, T-shirt Assassin’s Creed Day One XL, 1x brelok Assassin’s Creed Origins, 1x naszyjnik Assassin’s Creed Origins;
V. Bluza Assassin’s Creed Origins L, T-shirt Assassin’s Creed Day One L, 1x brelok Assassin’s Creed Origins, 1x naszyjnik Assassin’s Creed Origins;
VI. Bluza Assassin’s Creed Origins L, T-shirt Assassin’s Creed Day One L, 1x brelok Assassin’s Creed Origins, 1x naszyjnik Assassin’s Creed Origins;
VII. Bluza Assassin’s Creed Origins M, T-shirt Assassin’s Creed Day One L, 1x brelok Assassin’s Creed Origins, 1x naszyjnik Assassin’s Creed Origins;
VIII. Bluza Assassin’s Creed Origins M, T-shirt Assassin’s Creed Day One L, 1x brelok Assassin’s Creed Origins, 1x naszyjnik Assassin’s Creed Origins;
IX. T-shirt Assassin’s Creed Day One L, 1x brelok Assassin’s Creed Origins, 1x naszyjnik Assassin’s Creed Origins;
X. T-shirt Assassin’s Creed Day One L, 1x brelok Assassin’s Creed Origins, 1x naszyjnik Assassin’s Creed Origins;
20. Nagroda nie podlega zamianie na ekwiwalent pieniężny lub nagrodę innego rodzaju.
21. Uczestnik Konkursu nie może przenieść prawa do uzyskania Nagrody na osoby trzecie.
22. Sponsorami Nagrody są Organizator oraz Zleceniodawca.
23. Podatek od Nagrody odprowadza Organizator. W celu prawidłowego odprowadzenia podatku, zdobywcy I i II miejsca zobowiązani są podać następujące dane w celu umożliwienia przez firmę GRY-OnLine S.A. dopełnienia formalności z tym związanych: Imię, nazwisko, data urodzenia, PESEL (lub NIP), nazwę odpowiedniego urzędu skarbowego oraz adres zameldowania. W przypadku niedopełnienia tych formalności Organizator wybierze nowego zwycięzcę spełniającego warunki opisane w pkt. 10.
24. Zwycięzców Konkursu wyłoni jury powołane przez Organizatora i Zleceniodawcę, spośród wszystkich zgłoszonych prac. Zwycięzcy zostaną powiadomiony o zwycięstwie przez Organizatora w ciągu 7 dni od zakończenia konkursu za pośrednictwem wiadomości e-mail. W wiadomości zwycięzca zostanie poproszony o potwierdzenie poprawności danych adresowych podanych w sekcji "moje gry-online.pl". W przypadku niewywiązania się z tego obowiązku przez użytkownika, Organizator ma prawo wyłonić innego zwycięzcę.
25. W przypadku wygranej warunkiem otrzymania Nagrody jest:
a. wyrażenie zgody na przetwarzanie danych osobowych w sekcji „moje gry-online.pl” (punkt: „Chcę otrzymywać specjalnie do mnie skierowane informacje i promocje oraz brać udział w konkursach (…)” w zakładce „Ustawienia”),
b. poprawne wypełnienie danych adresowych w sekcji „moje gry-online.pl” (przycisk „uaktualnij/zmień swoje dane” w zakładce „Ustawienia”),
26. W przypadku naruszenia regulaminu, jury wskazane przez Organizatora w terminie do 2 dni od wykrycia naruszenia, wybierze nowego zwycięzcę.
27. Organizator zastrzega, że nie ponosi odpowiedzialności za zdarzenia uniemożliwiające przeprowadzenie Konkursu, których obiektywnie i przy zachowaniu należytej staranności wymaganej w danych okolicznościach nie można było przewidzieć lub którym nie można było zapobiec, w szczególności w przypadku zaistnienia siły wyższej.
28. Administratorem danych osobowych w ramach Konkursu jest Organizator.
29. Dane osobowe Uczestników konkursu na potrzeby jego przeprowadzenia, w szczególności doręczenia zwycięzcy Nagrody będą przetwarzane przez podmioty wskazane powyżej. Podanie danych osobowych jest dobrowolne, lecz niezbędne dla prawidłowej realizacji Konkursu. Uczestnikowi przysługuje prawo wglądu do treści swych danych oraz ich poprawiania.
30. Ewentualne reklamacje i zastrzeżenia, zawierające dokładne dane personalne zgłaszającego oraz przyczynę reklamacji, należy składać na piśmie w przeciągu 7 dni od daty ogłoszenia zwycięzcy na adres Organizatora (podany w pkt. 1 Regulaminu) lub na adres konkurs@gry-online.pl wraz z dopiskiem „Reklamacja – Konkurs Assassin’s Creed: Origins”. Do rozstrzygania reklamacji powołana będzie trzyosobowa Komisja Reklamacyjna, którą wyznaczy Organizator konkursu. Osoba wnosząca reklamację zostanie powiadomiona o jej rozstrzygnięciu za pomocą listu poleconego w terminie 14 dni od daty wniesienia reklamacji. Decyzja Komisji rozstrzygająca reklamację jest ostateczna i nie przysługuje od niej odwołanie.
31. W Konkursie nie mogą brać udziału pracownicy firm GRY-OnLine S.A., Ubisoft GMBH Sp. z o.o. Oddział w Polsce, lokalne podmioty tychże, jak również pracownicy agencji współpracujących przy organizacji Konkursu oraz członkowie ich rodzin.
32. Organizator zastrzega sobie prawo do zmiany Regulaminu jak również zakończenia Konkursu w dowolnym momencie, bez podania przyczyny.
33. Przystępując do udziału w Konkursie, użytkownik potwierdza, że akceptuje jego zasady zawarte w niniejszym Regulaminie.
schowaj regulamin
Zamach na Gabriela Narutowicza (1922 r.)
11. grudnia 1922 r.
- Nie uwierzysz co się dzieje na Ujazdowskich! - krzyknął Klemens wchodząc do pokoju. - Od rana strajk, co? - powiedział zaspany Fryderyk. - Gorzej! Cała droga już zablokowana. Nie dadzą przejechać Gabrielowi. - Damy radę coś zdziałać? - zapytał z nadzieją. - Nie sądzę, jest ich za dużo. - Szlag! - zaklął pod nosem. - Cóż, chodźmy więc ocenić sytuację. Po chwili byli na miejscu. Już z daleka słyszeli tłumy strajkujących. Sytuacja był kiepska - rozjuszony tłum czekał na przejazd prezydenta, udającego się na zaprzysiężenie. - Nie wiele możemy zdziałać - powiedział zniechęcony Fryderyk. - Zrobimy co w naszej mocy. Byle nie rzucać się w oczy. - dodał Klemens - Naszym celem jest obrona prezydenta.
Dochodziła godzina 12. Tłum się powiększał i zamieszki przybrały na sile. - Nie przebijemy się! - krzyknął jeden z asasynów. - JEDZIE! PRECZ Z NARUTOWICZEM! - krzyknął ktoś z tłumu, po czym masa ludzi rzuciła się w kierunku powozu prezydenta. Asasyni byli już tylko widzami. Prezydent kilka razy został uderzony kamieniami, kijami, czy bryłami lodu. Szczęśliwie jednak dotarł do gmachu sejmu, gdzie odbyło się zaprzysiężenie.
Do Sejmu wbiegli zdyszani Klemens i Fryderyk. Starając się nie zwracać uwagi na siebie zauważyli prezydenta - całego i zdrowego. - Tym razem się udało! - powiedział Klemens - Następnym razem może nie mieć tyle szczęścia. - Nic nie mogliśmy zrobić ... - odpowiedział załamany - ...niestety, nic...
Cztery dniu później.
- 15. grudnia - powiedział Fryderyk - Jakieś wieści o prezydencie? - Tak! Ktoś grozi nowej głowie państwa! - Świetnie... - odburknął Fryderyk - Spokojnie, wiem kto! - Niech zgadnę... templariusze? - W istocie! Planują coś na dzień jutrzejszy. Udało mi się dowiedzieć, że prezydent ma w planach spotkanie z kardynałem Kakowski, a później wizytę w salonie sztuki... ach! Jak on się nazywał!? - „Zachęta”? - podpowiedział Fryderyk - Tak! „Zachęta”! Musimy tam jutro być! Znikniemy w tłumie i będziemy czujni. - W porządku. - przytaknął Fryderyk - 11:50, przed salonem! Nie spóźnij się! - dodał Klemens.
16. grudnia 1922 r.
- Nie spóźniłeś się, coś nowego! - powiedział złośliwie Klemens - Koniec żartów! Wchodzimy, prezydent zaraz będzie! O 12:10 prezydent przyjechał do salonu. - Ja pokręcę się tutaj, ty podejdź bliżej! - szepnął Klemens. Nagle rozlegają się strzały. Prezydent upada trzymając rękę na klatce piersiowej. Wybucha panika! Fryderyk zauważa zamachowca i rzuca się na niego razem z kilkoma innymi osobami. - Templariusz! Jakżeby inaczej! Nie wybaczę Ci tego! Zginiesz jak twoja ofiara! - krzyknął zrozpaczony asasyn. - Nie będę więcej strzelał - odrzekł Eligiusz Niewidomski - Ja cię poznaję! Eligiusz! Templariusz! Patrz co zrobiłeś! No popatrz! - krzynął Klemens - To moja wina! Powinienem być bardziej uważny! - odrzekł zdruzgotany Fryderyk, po czym wybiegł z salonu.
22. grudnia 1922 r.
- Dzisiaj pogrzeb? - zapytał Fryderyk - Nie wierzę w to co zrobiłem. Nigdy sobie tego nie wybaczę! Rozumiesz?! Nigdy! - Teraz już za późno na takie rozterki. Obydwaj źle zrobiliśmy. Tym razem templariusze nas pokonali, ale asasyni nie składają broni. - odrzekł Klemens. - Pamiętaj, nigdy się nie poddawaj. Bractwo Cię potrzebuję. Przebrniemy przez to razem! Fryderyk nic nie odpowiedział. Miał łzy w oczach. Przy życiu trzymała go tylko chęć zemsty....
14 grudnia
Rozkaz Wielkiego Mistrza brzmiał prosto - zabij Narutowicza, ale czy taki był? Była to jedna z tych misji z których nigdy się nie wraca. Trzeba poświęcić wszystko w imię wyższego dobra. W imię Ojca Zrozumienia.
Gdy usłyszałem to żądanie, świat jakby stanął w miejscu. Misja samobójcza dla jednego z lepszych templariuszy? Brzmiało jak obłęd. Kto ofiaruje gońca, gdy miast tego może poświęcić zwykłego piona? Zamarłem w bezruchu i nierozumiejącymi oczami spojrzałem na Mistrza.
-Misja samobójcza? - Spytałem mimo to, że już znałem odpowiedź.
Wielki Mistrz kiwnął głową.
-Jutro wyślę kogoś do ciebie, żeby przekazał ci niezbędne informacje – przywódca podrapał się po brodzie. - Trzeba zakończyć ten cyrk raz na zawsze.
Sztywno zgiąłem się w ukłonie.
-Niech nas prowadzi Ojciec Zrozumienia – pozdrowiłem go, po czym wyszedłem.
15 grudnia
Zgodnie z wczorajszą zapowiedzią, w południe do moich drzwi zawitał młody mężczyzna, informując mnie, że zjawił się na życzenie Wielkiego Mistrza. Wpuściłem go i wysłuchałem co miał mi do przekazania. Wytyczne były proste: publicznie zabić kukłę asasynów, prezydenta, na otwarciu Zachęty, przy użyciu przekazanego przez młodzieńca rewolweru, a następnie nikogo więcej nie zabijając – dać się złapać i zażyczyć dla siebie kary śmierci.
16 grudnia
Spokojnie wpatrywałem się w tłumy otaczających Narutowicza. Wzrokiem szukałem ukrytych pośród dziesiątków ludzi skrytobójców. Zauważyłem kilka postaci czujnie przyglądających się prezydentowi. Sam mimowolnie podążyłem oczyma ku obiektowi ich zainteresowania. Narutowicz nie pasował na swoje stanowisko, nawet jeśli był chroniony przez asasynów. Za dużo było w nim ufności do innych. Sądząc po jego zachowaniu śmiem twierdzić, że czuł się bezpiecznie w otoczeniu tylu ludzi. Podchodził kolejno do malarzy organizujących wystawę i witał ich z uśmiechem. Nagle z tłumu wyłoniły się dwie osoby, kobieta i mężczyzna. Podeszli do Narutowicza i serdecznie podali sobie ręce. Przymrużyłem oczy, próbując ocenić czy należą do bractwa. Chwilę rozmawiali, a później prezydent delikatnie się kłaniając, pożegnał się z nimi. Już czas, poczułem i zacząłem zbliżać się do ofiary. Gdy Narutowicz znalazł się w zasięgu strzału, prędko wyciągnąłem broń zza pasa i kilkakrotnie nacisnąłem spust. Wkoło wybuchła panika. Postrzelony spojrzał na mnie ze zdziwieniem, po czym powoli opadł na ziemię. Cały świat jakby zwolnił. Widziałem kilka postaci biegnących prosto na mnie. „Nikogo więcej nie zabijając – dać się złapać”. Już miałem się poddać, gdy nagle ktoś szarpnął mnie za ramię i wskutek czego wytrącił mi rewolwer z ręki.
-Mam mordercę! - Krzyknął tuż nad moim uchem i zacisnął uchwyt. - Niczego nie próbuj – ostrzegł.
-Proszę się o to nie martwić – odparłem spokojnie i z lekkim uśmiechem spojrzałem na stojącego parę metrów ode mnie skrytobójcę. - Poddaję się.
Dzień egzekucji
Nie żałuję tego, że zabiłem prezydenta. Mogę nawet powiedzieć, iż cieszę się, że mogłem zrobić coś jeszcze dla zakonu. Żywię nadzieję, że moja ofiara nie poszła na marne, templariusze wykorzystają sytuację i znów zapanują nad Polską, tak jak to było dotychczas i liczę, że będzie zawsze.
I niech cię prowadzi Ojciec Zrozumienia, Drogi Czytelniku.
Do Johna Talbot'a
W pergamin któren teraz w prawicy trzymasz i z błogosławieństwa Ewy w zdrowiu czytasz, wsiąkł nie jedynie inkaust ciemny, a również fetor cuchnący setek ciał ducha pozbawionych. Śród nich, z agonią niemożebną na gębie wyrzeźbioną, leży sam von Jungingen. Wielki Mistrz Zakonu Krzyżackiego i, o czym niewielu wiedzę posiada, Wielki Mistrz Zakonu Templariuszy. Leży tam z gardłem rozoranym, a jucha z niego wściekle buchająca moją to szatę spryskała. Niechaj mars konfuzji i zdumienia z Twego czoła zniknie. Pewien żem jego drugiej tożsamości i honorem za prawdziwość tego gotów ręczyć jestem.
W 154 lata od upadku Twierdzy Zarania Alah Amut, dziedzictwo La-Ahada nadal nieprzerwanym pozostaje. Wiktoria to doniosła, radości wielkiej godna. Euforii dopełnia pojęcie, iż trudem syzyfowym i nakładem istnień wielu Braci, pierwszy raz od stulecia niemalże, kiedyż to de Molay dekretem Filipa IV na stosie sczezł, a templariusze niczym szczury strachem zdjęte do podziemia zeszli i w konfidencji działać jęli, zdołaliśmy ichniego Mistrza wytropić i do śmierci doprowadzić.
W matczynej mej ziemi odpór templarskim psubratom dajemy silny, atoli knowania ich bezecnych emisariuszy i jad przezeń sączony w uszy szlachty europejskiej, wpływy ich zwiększyły niepomiernie. Ich bezdenna rządza i zachłanność, fałszywym całunem religijności okryte, doprowadziły do insurekcyi księcia Witolda na żmudzkich włościach mu przynależących. W sukurs poszedł mu brat, miłościwie nam panujący Król Władysław. Wszyscyśmy świadomi byli, że rychło bitwa nastanie i przygotowań doń pora nadeszła. Przypadkiem jeno na jednym z gościńców szpiega w przebraniu weneckiego merchanta przechwyciliśmy. Spytki zaciśnięty jęzor w mig mu rozwiązały. Wtedyśmy dowiedzieli się kim po prawdzie jest von Jungingen. Brat mój Zawisza, wiadomość ową wnet do naszego Władcy przekazał i rozkaz otrzymał by Urlich, niezależnie od batalii wyniku, pobitewnego jutrzenki blasku nie zaznał.
Eter na polu boju gęsty był od przedbitewnej ekstazy, która nawet wątłych i małej wiary ludzi, walecznością wypełnia. Patrzyłem to wszystko z gaiku skryty w kniejach zacienionych, czekając na ważki moment, który zarutko miał nadejść. Z południa objawieniem ferwor bitewny rozszalał się diabelnie. Z piątym dzwonem bitwy trwania, krzyżackie zastępy widmo śmierci swej jasno ujrzały i w rozsypkę poszły. Wtem ukazał się arcywróg nasz. Czmychnięcia próby się chwytał w świty otoczeniu. W wojenną kipiel żem się rzucił, mieczem tnąc konia jego. Ogier z impetem się zwalił na glebę ubitą stóp tysiącami, łamiąc jeźdźca nogę. Dwóch rycerzy go broniących położyły sztylety w ich lica rzucone. Resztę w pył rozbiła ariergarda księcia Witolda ścigająca umykający tabor krzyżacki. Pozostałżem z wrogiem sam. Czas spowolniał krzynę, wzrok mój zmatowiał i wyostrzył się, jako ostrze wysuwające się z mego karwasza. Mistrz pełzał niby robak za nogę kurczowo się łapiąc. Pardonu jednakowoż nie błagał. Z konsternującą mnie godnością przyjmował mój dar, gdym jego szyję na pół dzielił.
Pomnij, żem zgodnie z Kredo, na peany i zaszczyty nie łasy, przeto gloria za Mistrza głowę, na Mszczuja ze Skrzynna spłynęła, który truchło na pobojowisku odnalazł.
Raduj się zatem wspólnie ze mną póki triumf świeży.
Jan Farurej
Poranek pachniał krwią. Grudniowe powietrze wpadające przez otwarte okno nie przynosiło ukojenia. Dla Eligiusza Niewiadomskiego było lepkie i duszące. Tak jak dwadzieścia lat temu, gdy rosyjski klawisz obijał mu młotkiem dłonie na warszawskim Pawiaku. Eligiusz myślał wtedy, że już nigdy nie namaluje obrazu. Ale dłonie ocalały. Może nigdy nie były tak sprawne jak teraz, gdy siedząc na skraju łózka, ściskał w ręku pistolet. Małą, hiszpańską, dziesięciostrzałową Cebrę. Malarz przyłożył na chwilę zimną stal do twarzy, licząc, że zgasi płomienie, które zalewały jego policzki. Ale wewnętrznego ognia już nic nie mogło stłumić.
***
Do Zachęty dotarł o 11.30.
- Dyrektor Niewiadomski, wydział malarstwa i rzeźby w Ministerstwie Kultury i Sztuki – powiedział beznamiętnie, wręczając strażnikowi zaproszenie.
- Oczywiście, panie dyrektorze. – strażnik cofnął się o krok – Publiczność zbiera się w westybulu.
- Prezydent dotarł? – spytał od niechcenia Eligiusz.
- Jest na spotkaniu z kardynałem Kakowskim. Ma nas odwiedzić za pół godziny.
- Poczekamy – odparł malarz powoli krocząc w stronę schodów.
***
Wchodząc na górną galerię Niewiadomski czuł na sobie spojrzenia pracowników Zachęty. Darzono go tu mieszanymi uczuciami. Uwielbiano za studia portretowe. Kochano za broszury o propagowaniu sztuki. Nienawidzono za teksty polityczne.
Na całym świecie rozumiał Eligiusza Niewiadomskiego tylko Giacomo. Włoski doradca wojskowy, którego malarz spotkał w czasie ofensywy bolszewickiej. Niewiadomski prosił o przeniesienie z kontrwywiadu do piechoty, zaskakując Włocha.
- Chcesz walczyć jako szeregowiec?
- Mój syn będzie na froncie. – odparł malarz – Wcześniej odrzucono mój wniosek ze względu na wiek. Mam 51 lat. – dodał – Ale teraz to się nie liczy. Teraz potrzebny jest każdy żołnierz.
Włoch musiał się fascynować nietypowym artystą, który łączył antyrosyjskość z nacjonalizmem.
- Nawet nie wiesz, jak bardzo jesteś potrzebny – powiedział Włoch poklepując go po plecach.
***
W całej galerii tylko „Szron” Teodora Ziomka przykuł uwagę Eligiusza. Białe płotno, przedstawiające cień drzewa na śnieżnych zaspach. Niewiadomskiemu wydawało się, że obraz aż iskrzy od bieli, a jego chłód przynosił dziwną ulgę.
Nagle poczuł na plecach poczuł czyjąś rękę. Pociągnęła go do tyłu.
- Tutaj. – powiedział głos z wyraźnym włoskim akcentem – W tym miejscu. Ale ty się od obrazu odsuń.
Niewiadomski nie zdołał odpowiedzieć. W gwarze rozmów usłyszał głos Gabriela Narutowicza.
- Pozwoli pan sobie pogratulować panie prezydencie. – mówiła po francusku jakaś kobieta.
- Chyba raczej złożyć kondolencje. – odparł uśmiechnięty Narutowicz.
O godzinie 12:12 prezydent Rzeczypospolitej Polskiej stanął przed obrazem Teodora Ziomka. Wpatrywał się w „Szron”, kiedy jego pleców dosięgły cztery kule wystrzelone z hiszpańskiego pistoletu. Upadając, prezydent Narutowicz wyciągnął rękę w stronę płótna, jak gdyby miało ono go uratować.
Goście galerii rzucili się do ucieczki. Eligiusz Niewiadomski złożył broń, krzycząc, że nie będzie strzelać. Jego głos utonął w hałasie. Na malarza skoczył jeden z adiutantów prezydenta. Pomógł mu wicedyrektor Zachęty. Obydwaj wykręcili ręce Niewiadomskiemu.
- Gdzie lekarz? – krzyczał jeden ze strażników – Zróbcie dostęp do prezydenta! – dodał zdejmując ze ściany płótno.
***
Ręce Giacomo Baguttianiego operowały z największą precyzją. Skalpelem i rozpuszczalnikiem. Już niemal połowa obrazu odsłoniła swą pierwotną barwę.
- Szron... Shroud... Całun. – mruknął.
Zbudził mnie jakiś dziwny dźwięk. W zasadzie nie dziwny, był znajomy, ale zupełnie niepasujący do snu, który ów czas miałem. Moment później poczułem chłód stalowego ostrza na szyi. Ciemność była absolutna, w nozdrza uderzyła kwaśna woń spoconego ciała.
"Jasny gwint! Dałem się podejść jak rekrut" – to nie była podbudowująca myśl. Ze zmęczenia nie ustaliłem systemu wart, w efekcie wszyscy spaliśmy jak knury. Jednak nie było czasu na samokrytykę. Błyskawicznym ruchem złapałem za nadgarstek zbója, jednocześnie uderzając kolanem w jego krocze. Postać jęknęła, po czym z głuchym hukiem zwaliła się na drewniane deski.
W ułamku sekundy zerwali się moi żołnierze, usłyszałem kroki na schodach, a po chwili pojawił się karczmarz z kagankiem, którego światło nieco rozświetliło mrok.
Żołdacy wiedzieli co robić. Rzucili się na śmierdzącego draba, rozpoczynając "taniec powitaniec", standardowy dla tej sytuacji. Po chwili przybysz cały był posiniaczony i jakby taki pokurczony, ze dwa razy mniejszy. Z doświadczenia wiedziałem, że to był jeno początek. Żołnierze wywlekli pechowca przed karczmę, przywiązali do solidnego krzesła i jęli oblewać zimną wodą. A trzeba wam wiedzieć, że to dopiero początki wiosny były.
- Gadaj, ktoś ty?! – krzyknąłem jak tylko związany odzyskał przytomność – popatrzył na mnie błędnymi wzrokiem. Mimo tego z oczu można było wyczytać nienawiść.
Solidne uderzenie pięścią sprawiło, że z ust bandyty potoczyła się krew.
- Posłuchaj mnie dobrze – ponownie zwróciłem się do naszej ofiary – Podejrzewam, że twoja obecność tutaj nie jest przypadkowa. Zdradź nazwiska twoich mocodawców, a zapewnię ci szybką śmierć. W przeciwnym razie, w ciągu najbliższych kilku godzin, zamienię cię w strzęp człowieka. Uwierz mi, mam w tym doświadczenie – żołnierze popatrzyli na siebie znacząco, mrucząc coś pod nosem.
- Dla takich jak ja, dla takich którzy zawiedli, jest tylko jedno wyjście i jest nim śmierć – spuścił głowę na pierś i zamarł w bezruchu.
- Zdradzisz wszystko, jakem pułkownik Jogaila! - ryknąłem wściekle – Przywiązać go do siodła! - krzyknąłem do żołnierzy.
Dwóch żołnierzy rzuciło się na więźnia i jęli zawiązywać sznur wokół jego nadgarstków. Ten moment wykorzystał zbój, i uderzył jednego z nich w gardło. Żołnierz jęknął, zesztywniał, po czym runął, jak długi, w błoto zmieszane z końskimi ekskrementami. Z nieosłanianej dłużej rany trysnęła krew. Żołdak charczał, nie było wątpliwości, że to agonia. Wyciągnąłem pistolet i wypaliłem, celując w kark więźnia, który właśnie wskakiwał na konia. Pocisk trafił w łopatkę, bandyta zwalił się pod końskie kopyta. W ułamku sekundy byłem przy nim. Zza kontusza wyciągnąłem zwój z tekstem Prawa konstytucyjnego, nad którym dzień wcześniej zakończył prace kanonik Kołłątaj. Złapałem za szyję bandytę, zacisnąłem palce. Patrzyłem w wytrzeszczone z przerażenia oczy.
- Tego chcesz?! - nie poznawałem swojego głosu – zwój rzuciłem jednemu z żołnierzy, a sam zdjąłem kontusz i owinąłem ofierze wokół szyi. Po krótkiej szamotaninie sprawa była załatwiona. Nasza misja dotarcia do Króla, mogła być kontynuowana.
Po zabójstwie mojego żołnierza, zorientowałem się z kim mam do czynienia i jakiego rodzaju bronią dysponuje. Zrozumiałem, że z tego zabójcy niczego nie wyciągnę. Spotykałem się z tym już wcześniej, kilkukrotnie wychodząc cało z podobnych opresji. Wyszkolenie oraz wieloletnie doświadczenie procentowało, a przynależność do Zakonu Świątyni dodatkowo wzmacniała moją motywację. Jeszcze wiele przede mną.
W Polsce od dawna sytuacja nie była dobra, po nieudolnych rządach Augusta II Mocnego i Augusta III kraj stanowił łatwy łup dla sąsiadów. Do 1763 nie doszedł do skutku żaden sejm, zerwano ich aż trzynaście. Kiedy w 1764 roku rządy objął nieprzychylny zachowaniu szlachty Stanisław August Poniatowski nie zdziwiła mnie jego prośba o pomoc. Plany reform króla były ciekawe, ale czasy nie sprzyjały radykalnym zmianom, jednak w 1773 roku szlachta Rzeczpospolitej ratyfikując traktat rozbiorowy zachowała się niczym wąż kąsający własny ogon, dlatego uznałem, że czas przejść do czynów. Wyruszyłem do Petersburga i wkradłem się w łaski Sophie, oficjalnie znanej jako Katarzyna II Wielka i przekonałem ją, że samo pragnienie czegoś nie daje jeszcze prawa by po to sięgać. Nie, nie zostałem jej faworytem, ale umiejętnie wykorzystałem wiedzę, że kobieta dowartościowana i umiejętnie adorowana jest skłonniejsza do ustępstw i kompromisów. Spędziłem tam wiele lat w duchu bylem martwy, ale musiałem dokończyć to, czego się podjąłem. Wiosną 1791 roku wróciłem do Polski, w tym czasie trwał Sejm Czteroletni. 3 maja tego roku po burzliwych obradach udało się uchwalić Konstytucję, która wprowadzała trójpodział władzy, zlikwidowała konfederacje i liberum veto w Sejmie, a także ograniczała prawa polityczne szlachty. Odbyło się to w drodze zamachu a ja byłem jego prekursorem. Doradziłam włodarzom by nie zapoznawali wcześniej posłów z tekstem ustawy i zadbałem by posłowie i przywódcy stronnictwa hetmańskiego nie zdążyli na czas wrócić do Warszawy z wielkanocnej przerwy świątecznej. Uchwała została przegłosowana w obecności jedynie 1/3 posłów. Niestety, sukces w Warszawie kosztował mnie utratę wpływów w Rosji, co w kwietniu 1792 zostało wykorzystane przez Stanisława Potockiego i Seweryna Rzewuskiego i ich popleczników. Konfederacja Targowicka stała się faktem, doszło do wojny a nierównomierne rozłożenie sił spowodowało, że Stanisław August został zmuszony do przystąpienia do niej, co stało się 24 lipca 1792 roku. W 1794 roku większość czołowych przywódców targowicy została skazana na śmierć i powieszonych, a pozostałymi zająłem się osobiście. Niektórzy zaginęli w niewyjaśnionych okolicznościach, inni dożyli swych dni, ale to tylko część prawdy. I choć zwycięstwo okazało się pyrrusowe, bo II rozbiór Polski stał się faktem, to jednak nikt nie zaprzeczy, że 3 maja 1791 narodziła się Rzeczpospolita Polska. Czy było warto? My nie działamy by zbierać podziękowania.
W Polsce od dawna sytuacja nie była dobra, po nieudolnych rządach Augusta II Mocnego i Augusta III kraj stanowił łatwy łup dla sąsiadów. Do 1763 nie doszedł do skutku żaden sejm, zerwano ich aż trzynaście. Kiedy w 1764 roku rządy objął nieprzychylny zachowaniu szlachty Stanisław August Poniatowski nie zdziwiła mnie jego prośba o pomoc. Plany reform króla były ciekawe, ale czasy nie sprzyjały radykalnym zmianom, jednak w 1773 roku szlachta Rzeczpospolitej ratyfikując traktat rozbiorowy zachowała się niczym wąż kąsający własny ogon, dlatego uznałem, że czas przejść do czynów. Wyruszyłem do Petersburga i wkradłem się w łaski Sophie, oficjalnie znanej jako Katarzyna II Wielka i przekonałem ją, że samo pragnienie czegoś nie daje jeszcze prawa by po to sięgać. Nie, nie zostałem jej faworytem, ale umiejętnie wykorzystałem wiedzę, że kobieta dowartościowana i umiejętnie adorowana jest skłonniejsza do ustępstw i kompromisów. Spędziłem tam wiele lat w duchu bylem martwy, ale musiałem dokończyć to, czego się podjąłem. Wiosną 1791 roku wróciłem do Polski, w tym czasie trwał Sejm Czteroletni. 3 maja tego roku po burzliwych obradach udało się uchwalić Konstytucję, która wprowadzała trójpodział władzy, zlikwidowała konfederacje i liberum veto w Sejmie, a także ograniczała prawa polityczne szlachty. Odbyło się to w drodze zamachu a ja byłem jego prekursorem. Doradziłam włodarzom by nie zapoznawali wcześniej posłów z tekstem ustawy i zadbałem by posłowie i przywódcy stronnictwa hetmańskiego nie zdążyli na czas wrócić do Warszawy z wielkanocnej przerwy świątecznej. Uchwała została przegłosowana w obecności jedynie 1/3 posłów. Niestety, sukces w Warszawie kosztował mnie utratę wpływów w Rosji, co w kwietniu 1792 zostało wykorzystane przez Stanisława Potockiego i Seweryna Rzewuskiego i ich popleczników. Konfederacja Targowicka stała się faktem, doszło do wojny a nierównomierne rozłożenie sił spowodowało, że Stanisław August został zmuszony do przystąpienia do niej, co stało się 24 lipca 1792 roku. W 1794 roku większość czołowych przywódców targowicy została skazana na śmierć i powieszonych, a pozostałymi zająłem się osobiście. Niektórzy zaginęli w niewyjaśnionych okolicznościach, inni dożyli swych dni, ale to tylko część prawdy. I choć zwycięstwo okazało się pyrrusowe, bo II rozbiór Polski stał się faktem, to jednak nikt nie zaprzeczy, że 3 maja 1791 narodziła się Rzeczpospolita Polska. Czy było warto? My nie działamy by zbierać podziękowania.
Poszukiwania i walki ustały.
Nie był to jednak zwiastun pokoju, wręcz przeciwnie był to czas przegrupowania Bractwa.
Zostaliśmy wysłani w najróżniejsze części Starego Kontynentu.
Z cienia mieliśmy zdobyć informację umożliwiające zlokalizowanie szkatuły.
A ja - Anis, zawiodłem.
Ciekawość towarzysząca ludziom nauki nie raz utrudniła mi misję jaka została mi przydzielona.
Kobieta naukowiec wraz ze swym towarzyszem życia. Obserwowałem ich od zimy. Wiedziałem doskonale kto jest moim celem - Pierre Curie. Charakterystyczny krzyż Templariuszy towarzyszył mu prawdopodobnie od narodzin. Wyszedł jak to uczony na spotkanie z innymi naukowcami. Tym razem jednak wziął ze sobą znacznie większy pakunek. To nie były tylko dokumenty, szkatuła odbiła od siebie wiosenne promienie słońca.
Sprawiał wrażenie przerażonego dziecka, które wie, że zrobiło coś złego.
Nie traciłem celu z pola widzenia. Debatowali o szkatule. Curie wychodząc ze spotkania dalej wydawał się spanikowany. Podejżliwie obłąkanym wzrokiem spoglądał na mijanych mieszkńców Paryża. Ruszyłem wślad za nim wąskimi uliczkami. Mijani bezdomni prosili o pomoc każdego napotkanego człowieka. Pierre zaczął uciekać. Wszcząłem pościg. Zauważył mnie jak tylko wybiegł na jedną z głównych dróg. Przykre, że przed swoją śmiercią ostatnie co zobaczył to moja osoba i kopyta koni. 19 kwietnia szanowany naukowiec zmarł. Przy zmarłym zebrała się grupa gapiów ze strachem i ciekawością spoglądali w uliczkę z której wybiegł naukowiec. Doglądając sytuację z dachu jednego z budynków dostrzegłem mężczyzn uciekających ze szkatułą. Charakterystyczne krzyże, identyczne jak u zmarłego. Wiedzieli, że jesteśmy w Paryżu.
Wojna zacznie się od nowa...
Po szkatule zniknął ślad, a poszukiwania nie przynosiły żadnych rezultatów. Ja tymczasem kierując się intuicją po 5 latach postanowiłem odwiedzić sławną Kobietę, która była juz znana jako noblistka. Najbardziej utknął mi w pamięci koniec naszej rozmowy, dzięki czemu odzyskałem nadzieję.
(...)
-Pani Mario, została Pani podwójną noblistką, jest Pani szanowana przez uczonych, którzy wcześniej nie akceptowali Pani jako naukowca. Odkrycie Radu i Polonu zmieni świat nauki
-Zmieni, ale to nie koniec badań mój nowy studencie, jest jeszcze wiele pytań na które nie ma odpowiedzi.
-Pracuje Pani nad czymś nowym? Promieniowanie?
-Rodzina. Historie rodzinne mają najwięcej informacji dzięki którym możemy zmienić przyszłość. Mój mąż w dniu kiedy odszedł był zafascynowany pamiątką z mego domu rodzinnego.
-Zafascynowany? Odnalazła Pani tę pamiątkę?
-Jej promieniowanie...nie nie odnalazła się. Jednak jestem przekonana, że jest w drodze do domu.
-do Polski?
-Tak, do Polski.
Raport 6
Paryż 26/12/1898 Katedra Notre Dame
Wielki Mistrz – Raportuj o postępach Projektu Atom
Templariusz – Pozyskaliśmy wybitnych naukowców którzy kontynuują badania
Becquerela nad niewidzialnym promieniowaniem
To małżeństwo Curie
Finansujemy ich. Są duże postępy
Dowiedli tego co nasi naukowcy podejrzewali od lat
Odkryli dwa radioaktywne pierwiastki o nieograniczonym wręcz potencjale militarnym i biologicznym
Czegoś takiego jeszcze nie było
Można to zrównać tylko z..
Apokalipsą
Mistrz – Hmm A więc świat wchodzi w nową erę..
Templariusz – Były próby skontaktowania z nimi przez Asasynów
Na szczęście w porę je udaremniliśmy
Nie wiemy czy chodziło im o werbunek czy o likwidację
Na tą chwilę Curie są pod stałą obserwacją Zakonu
I nic nie podejrzewają..
Mistrz – I niech tak zostanie! Muszą dokończyć to dzieło! To priorytet!
Ważniejszy nawet niż była Rewolucja Francuska
Nie możemy dopuścić do ich likwidacji lub co gorsza utraty na rzecz wroga
Napięcia są coraz większe
Od tego kto posiądzie Atom zależeć będzie wynik zbliżającej się wojny światowej
Zakon musi być na czele tego wyścigu
Wtedy wynik wojny zależeć będzie tylko od naszej przychylności..
Raport 77
Paryż 19/04/1906 09:38
(Podsłuch z domu Curie zarejestrowany fonografem Edisona)
– Mario od miesięcy prawie nie wychodzisz z laboratorium
ale wczoraj to już przesadziłaś
Czy Ty w ogóle spałaś?
– niewiele.. ale nie jestem śpiąca!
Od odkrycia Polonu i Radu jestem ciągle podekscytowana!
Piotrze pomyśl jakie to daje możliwości!
Medycyna
Przemysł
Technika
Energetyka
A może nawet i.. Kosmos!
– Zdecydowanie powinnaś odpocząć
Przewietrzyć umysł
Co powiesz na kino? W mieście będzie projekcja filmu kinematografem braci Lumiere
Ciągle mówisz że chciałabyś zobaczyć w końcu jak działa to ustrojstwo
– Może masz racje
Pójdę! Wszak nie samą chemią człowiek żyję
Może mnie to jakoś zainspiruję
Pójdziesz ze mną?
– Idź sama. Muszę wykonać pewne testy w laboratorium nim pójdę na spotkanie w Wydziale ale tobie przyda się odpoczynek i trochę rozrywki
(z obserwacji przez system skrytek i korytarzy za ścianami w domu Curie na zlecenie Zakonu w celu inwigilacji 10:18)
Po wyjściu Marii Piotr zaczął pośpiesznie pakować do teczki notatki z jej biurka, laboratoryjne próbki, w tym najcenniejsze, najstabilniejsze izotopy Radu 226 i Polonu 210
Wyglądał na bardzo zdenerwowanego i działał chaotycznie
Zostawił list po czym wyjrzał podejrzliwie przez okno i prędko wyszedł
Wygląda na to że obiekt próbuje się urwać!
Alarm
Należy bezwzględnie zatrzymać Piotra
List został przeze mnie przejęty
Maria nigdy go nie czytała
List
Mario robię to dla naszego dobra
Od lat jesteśmy obiektem dziwnej
gry związanej z tymi badaniami
Grozi nam wielkie niebezpieczeństwo
Pewni ludzie oferują pomoc ale musimy
jak najszybciej opuścić Paryż
Nie wiem jak daleko to sięga
ale zrobię wszystko by nas z tego wyciągnąć
Zachowaj wszelkie środki ostrożności
Obawiam się że w domu jest podsłuch
Gdy Ty jesteś w kinie ja organizuje ucieczkę
Zostawiam ci wskazówki
Trzymaj się ich a oboje z tego wyjdziemy
Twój ukochany Piotr
Udaj się do naszej kawiarenki
Właściciel wypuści cię przez zaplecze
a tam będę czekał w powozie którym
uciekniemy z tego przeklętego miejsca
(działania Agenta w terenie 10:38)
Śledziłem Go
Nerwowo się rozglądał
Zauważył mnie i przyśpieszył
Zaczął uciekać wzdłuż ulicy
Szlag! Zostałem zdemaskowany! Nici z załatwienia sprawy po cichu
Dałem znak agentowi na powozie by go stratował
Obiekt zlikwidowany
Zabrałem teczkę i oddaliłem się nim zbiegli się gapie
Agent z powozu wziął winę na siebie
Będąc jeszcze młody byłem zagubiony, nie potrafiłem określić kim chcę być w przyszłości. Próbując odnaleźć moje własne miejsce na ziemi postanowiłem wybrać się w długą podróż. Zwiedziłem wiele miast i poznałem ogromną ilość osób. Wielu z nich starało się wpłynąć na mnie i mój światopogląd. Słyszałem już wcześniej o Asasynach i Templariuszach, lecz nie miałem pojęcia jak wielkie znaczenie na losy świata ma ich konflikt. Będąc w Budzie pewna osoba uratowała mi życie broniąc mnie przed stadem wilków. Jego ruchy były płynne i niezwykle skuteczne. Powiedział mi, że jest Asasynem i poszukuje uczniów. Dlaczego o tym mówię? Otóż rozmawiając z nim i zgłębiając wiedzę na temat konfliktu Templariuszy z Asasynami postanowiłem dołączyć do zakonu skrytobójców. Nie wszystko z światopoglądu Asasynów mi się podobało, jednak uznałem że nie mogę stać bezczynnie patrząc na to co się dzieje i wybrać właściwą stronę. Przeszedłem trening z moim mistrzem, nauczyłem posługiwać się ukrytym ostrzem oraz łukiem. Cechą charakterystyczną węgierskich asasynów jest noszenie skór zwierzęcych, niczym nordyccy berserkerzy. Po treningu w Budzie postanowiłem powrócić do Polski, gdzie podobno miało dojść do wojny z Krzyżakami. Zaoferowałem swoje usługi Władysławowi Jagielle, a on od razu wysłał mnie na teren wroga. Moje zadania były dość proste - napaść na konwój, podpalić zbrojownie, pozyskiwać informacje. Dowiedziałem się, że Krzyżacy wiedzą o ofensywnych planach Korony i nie zamierzają się temu jedynie przyglądać, więc o wszystkim poinformowałem króla Władysława, wysyłając mu wiadomość gołębiem pocztowym. W końcu wojska stanęły twarzą w twarz. Miejscem walki został Grunwald. Król dał mi wolną rękę jeśli chodzi o działanie, dlatego postanowiłem z początku obserwować sytuację i interweniować dopiero w odpowiednim momencie. Wpierw lekka jazda litewska oraz tatarska zaatakowała piechotę krzyżacką, dzięki czemu krzyżacka artyleria przestała stanowić dla nas zagrożenie. Byłem pod wrażeniem ich celności strzelania z łuku konno, musiałbym wiele lat trenować by osiągnąć ich poziom. Później doszło do wielkiego starcia obu ciężkich kawalerii. Czułem się dość głupio stojąc i patrząc na to wszystko, jednak działałem sam więc nie mogłem się rzucić w wir walki. W pewnym momencie zauważyłem, że wojska krzyżackie powoli słabną, wtedy postanowiłem zakraść się na tyły wroga i zabić samego Ulrich von Jungingena. Wbiłem mu ostrze prosto w serce, a on zdołał ostatkami sił krzyknąć "niech żyje zakon!". Wtedy jego straż przyboczna rzuciła się na mnie, uniemożliwiając przekazanie królowi informacji o śmierci wodza rywali. Na szczęście całe zdarzenie zauważył Mszczuj ze Skrzynna i prędko poinformował króla o wszystkim. Ja starłem się z gwardią Ulryka, gdzie odniosłem poważne rany. Ostatecznie pokonaliśmy wojska krzyżackie, które uciekły aż do twierdzy w Malborku. Niestety, król Władysław nie posiadał odpowiedniego sprzętu oblężniczego, a ja sam nie mogłem wspiąć się na mur twierdzy ze względu na odniesione rany. Po dość długim czasie postanowiliśmy się wycofać. Nazywam się Bogumił z Małobądza, a to była historia moich potyczek z Krzyżakami.
Pape Clément!… Chevalier Guillaume!… Roi Philippe!… Avant un an, je vous cite ŕ paraître au tribunal de Dieu pour y recevoir votre juste jugement!
Po ponad wieku, odkąd Wielki Mistrz Jaques de Molay wypowiedział te słowa, Zakon nigdy jeszcze nie był tak potężny. Wejście pośród cienie tylko umacniało Rycerzy Świątyni, którzy nigdy nie zapomnieli i nie wybaczyli tym, co w tak barbarzyński sposób wbili im nóż w plecy.
Piękna, kara klacz zajechała przed rycerski namiot, stojący na jednym z mazurskich wzgórz.
- Lordzie Seneszalu! Wielki Mistrz pragnie cię pozdrowić i życzyć ci powodzenia w nadchodzącym starciu!
- Rad jestem to słyszeć, Bracie-Kapelanie. Non nobis Domine, non nobis, sed nomini Tuo da gloriam. - Mężczyzna wyszedł z namiotu w stronę przybysza, unosząc dłonie w geście pozdrowienia.
Jeździec, zsiadłszy z wierzchowca, podszedł do witającego go rozmówcy i skłonił się nisko.
- Non nobis, Królu Władysławie…
Niedaleko miejsca spotkania jeden z królewskich przybocznych przechadzał się, patrolując stok wzgórza. Nagle coś przykuło jego uwagę. Coś, co wydawało się nietypowe wśród zarośli.
Kiedy podszedł bliżej, aby się temu przyjrzeć, ktoś pociągnął go do przodu, nadziewając na stalową klingę. Zimne ostrze przeszyło jego ciało na wylot.
- Krzyżak! – wykrzyczał jeden z giermków, który przyglądał się całej sytuacji.
Z gęstwiny wyłonił się mężczyzna w czarnym kapturze i białej tunice z krzyżem. Dopadł młodzieńca i kontrując uderzenie jego sztyletu, zadał mu śmiertelny cios w samo serce.
W całym obozie rozległ się alarm. Rycerze, jeden za drugim, chwytali za miecze, a w okolicy było słychać okrzyki: „Krzyżak!”, „Asasyn!”.
Skrytobójca wszedł na stojącą nieopodal beczkę i przeskoczył nad dwoma mężczyznami, próbującymi go pochwycić.
Nie oglądając się za siebie, pobiegł w stronę króla.
Władysław dobył miecza i sparował silne uderzenie oponenta. Kapelan także chwycił swoją broń, lecz w tym momencie poczuł przeszywający ból w plecach, po czym osunął się na ziemię bez tchu.
Asasyn wyciągnął ostrze ze zwłok templariusza i ruszył na pomoc towarzyszowi. Ten wykorzystał chwilową dezorientację monarchy, tnąc go w ramię. Przypłacił to jednak własnym życiem, gdyż odsłonił się na tyle, aby król bez większych przeszkód przeszył go mieczem.
Drugi ze skrytobójców rzucił się na Władysława, zwalając go z nóg i już miał zadać śmiertelny cios, gdy jeden z rycerzy wbił miecz w jego bok.
Monarcha powalił krzyżaka na łopatki i zaczął okładać pięściami, krzycząc w szale:
- Już niedługo będziecie przeklinać dzień, w którym Siegfried von Feuchtwangen postanowił zdradzić Templariuszy! Nas! – Uspokoiwszy się, odszedł od zmasakrowanego oblicza asasyna i spojrzał na otaczających go ludzi. Rycerze wydawali się być pełni podziwu, jednak reszta otaczających go dostojników była przerażona.
Władysław, uciskając ranę na ramieniu, nakazał jednemu z gwardzistów, aby ten wziął miecze należące do skrytobójców, po czym skinieniem przywołał sługę do siebie:
- Mieczów ci u nas dostatek, ale i te przyjmuję jako wróżbę zwycięstwa, którą mi sam Bóg przez wasze ręce zsyła. A pole bitwy On także wyznaczy. Do którego sprawiedliwości ninie się odwołuję, skargę na moją krzywdę i waszą nieprawość a pychę zanosząc – amen.
Następnie spojrzał się na zgromadzonych:
- Zapamiętaliście?!
21 grudnia 2012 – Warszawa – Polski oddział Abstergo Industries
W korytarzu dało się słyszeć jak komputerowy, mechaniczny głos witał nowych gości – „Witamy w Abstergo Polska”. Dzisiaj miał nastąpić przełom, nad którym cały jego dział pracował od wielu miesięcy. To właśnie dzisiaj miał się dowiedzieć, gdzie prezydent ukrył fragment Edenu, gdzie ukrył włócznie św. Maurycego, która dawała niewyobrażalną siłę.
– Jak się dzisiaj mamy Kuba? Gotowy na wielki przełom?
– Gotowy i w stu procentach skupiony na doprowadzeniu sprawy do końca. Pracowaliśmy nad tym od wielu miesięcy i już nie mogę się doczekać, aby doprowadzić to do końca.
16 grudnia 1922 – Warszawa – mieszkanie Eligiusza Niewiadomskiego
A więc to dzisiaj dokona się kolejny krok mojego bractwa ku zwycięstwu nad templariuszami. To właśnie dzisiaj Ja i moje czyny sprawią, że świat stanie się trochę lepszym miejscem do życia…
Niebo było ciemnoniebieskie, lecz na ulicach nadal roiło się od ludzi. Tysiące warszawiaków i przybyszów spoza miasta tłoczyło się na chodnikach. Gdzieniegdzie można było dojrzeć większe skupiska obywateli, którzy żywo dyskutowali o wyborze tego masońskiego śmiecia Narutowicza na prezydenta. Wyobrażał sobie, jak ta głupia twarz wiotczeje, od jego strzałów z rewolweru, a rdzawa woń wypełnia powietrze wciąż drżące od krzyków...
Przepychając się przez tłum pijących na chodniku, pomyślał, że będzie się musiał bardzo starać, żeby przekazać informacje swoim braciom o miejscu ukrycia włóczni. Umiał się stać właściwie niewidzialny, ale gdyby nie udało mu się uciec z galerii… Nie, nie może teraz o tym myśleć. Przede wszystkim musi skupić się na tym co tu i teraz, później będzie się martwił o to jak przekazać braciom informacje.
Galeria „Zachęta”
W pałacu roiło się od ludzi. Nic dziwnego w końcu nowo mianowany prezydent Polski zaszczycił swoją obecnością dzisiejsze otwarcie salonu sztuki.
Wpuścili go niezbyt chętnie. Strażnicy robili mu problemy: przez chwilę się bał, że go przeszukają i znajdą ukryty rewolwer. Znowu ogarniało go to uczucie wszechmocy. Od razu go zauważył. Dla niewprawnego adepta mogłoby się wydawać, że prezydent chodzi bez obstawy, ale nie dla kogoś takiego jak on. On już planował następny ruch. Czekał tylko na moment, gdy prezydent będzie całkowicie sam, kiedy jego strażnicy będą zaaferowani małą bombą dymną, którą udało mu się dzień wcześniej umieścić w galerii. Bomba miała się uaktywnić równo o godzinie 12:20. Miał więc jeszcze trochę czasu. Zatrzymał się przed obrazem jego ulubionego malarza Teodora Ziomka. Obraz nosił tytuł „Szron”. Z zadumy wyrwał go stanowczy głos.
– Więc to ciebie wysłali byś mnie zabił. Musisz jednak wiedzieć, że to po co cię przysłali nie ma już w Polsce.
– A więc gdzie to jest?
– Tego nawet ja nie wiem. Jestem tylko skromnym sługą mojego zakonu. Zrobiłem to o co mnie poprosili.
– Kłamiesz! Powiedz mi gdzie to jest, a obiecuję, że zginiesz szybko.
– Kusząca propozycja, ale jestem zmuszony odmówić. Zbyt cenię sobie moje oddanie do zakonu, aby zdradzić go komuś takiemu jak ty.
- Twój wybór. Spoczywaj w pokoju.
Rozległy się trzy strzały, które na zawsze zmieniły bieg historii…
Na szczęście rżenie koni, z pobliskiego pastwiska zagłuszyło łoskot upadającego ciała. Ale Wilski był zły – nie tak miało być. Głodówka, wszy i wilgoć zbaraskiej twierdzy sprawiły, że siły go opuściły i szybkości brakowało. Umierający gwardzista zabulgotał jeszcze, wyprężył się i znieruchomiał na ziemi. Wilski przykrył go troskliwie, przygotowanym zawczasu kocem z trawy. Wytężył resztki sił. Wzrok mówił mu że Chan nie patrzy, rozciął więc ścianę namiotu.
Islam Girej II drzemał wpółleżąc na poduszkach. Jedną rękę wciąż trzymał w misce pełnej fig. Zbytkowe tkaniny wokół zaściełały wyplute pestki. Zwyczaje, nawyki. Chan odprawił niedawno swoją nałożnicę i zapragnął się zdrzemnąć w samotności. Jak to zwykle czynił.
– Najpierw rajski odłamek – pomyślał Wilski – to on jest najważniejszy. Od razu poznał złotą i srebrną nitkę lśniącą bardziej niż w innych przepysznych tkaninach sułtańskiego namiotu. Płaszcz Henocha. Ten sam który, był w Arce Przymierza. Wyrwany Isu...
Nagle zaczęło dziać się mnóstwo rzeczy. Do środka wpadli gwardziści, Wilski złapał płaszcz, rzucił za siebie bombę dymną, po czym wypadł na zewnątrz i ruszył między namioty.
Grzmotnęło. Podniosła się wrzawa. Wilski podwinął brzeg któregoś namiotu i rzucił petardę zapalającą. Kozacy i Tatarzy biegali jeszcze bezładnie ale już dowódcy skrzykiwali ich. Z tyłu gardłowym głosem Agał-bej, dowódca gwardii wydawał komendy. Naraz znowu wybuchł tumult. To czerń zbudzona w środku nocy, niekiełznana, bez dyscypliny, bojąc się ataku Polaków zaczęła uciekać. Na to czekał tylko Wilski.
Jeszcze klika susów i znalazł się rzut kamieniem od ostatniej linii straży otaczającej obóz.
Włożył rękę do tobołka, lecz zamiast bomby złapał i wyciągnął róg płaszcza. Zamarł - sukna nie było, jakby ktoś je udarł. Ręki też nie widział - tylko tobołek i trawę .
– Więc tym jesteś – wymruczał – w samą porę objawia mi się twoja moc.
Wilski owinął się i stwierdziwszy, że spod spodu tkanina jest niemal przezroczysta, ruszył pomiędzy strażnikami, w stronę zagajnika. Już mijał pierwsze drzewa zostawiając za sobą krzyki i gdy z boku
– Tu cię mam złodzieju. – Agał-bej uśmiechał się. – Nie uciekniesz mi tak łatwo, płaszcz zostaje ze mną.
Wilski poczuł słabość. To że Agał-bej jest templariuszem wiedział. Tego, że również ma wzrok, już nie.
Templariusz zaczął obchodzić go od prawej po czym doskoczył i ciął w dłoń. Podmuch stalowego ostrza musnął skórę Wilskiego. Agał-bej nie dał mu chwili i złożył się ósemką z góry. Wilski przyjął na trzecią cześć długości ostrza od głowni licząc. Odbił i błyskawicznie ciął w skroń, lecz głowy Agał-beja już tam nie było. „Za wolny jestem, umrę” – pomyślał Wilski i postawił wszystko na jedną kartę. Zbił ostrze, zmylił, że celuje w głowę po to tylko by zamiast cięcia na pierś, szybkiego niczym kobra, które Agał-bej odgadł, zbić szablę i wbić się pod nieosłonięty bok ostrzem asassyna. Prosto w pachę. W tętnicę
Wilski odskoczył, wycofał się. Agał-bej rzucił się do przodu ale zwiotczał i opadł na kolano. Wypuścił szable, usiłując dłońmi zatamować buchającą krew. Pomiędzy drzewami zamajaczyły sylwetki Tatarów. Wilski błyskawicznie owinął się płaszczem i ruszył pędem w stronę polskich pozycji.
– Nic z tego wam nie przyjdzie – wychrypiał Agał-bej Jak nie tą to inną rękę położymy na tym kraju. – Zakrztusił się. – Nie wszyscy są nasi, choć i tak jakby nasi byli... Jarema, Ossoliński... tylko władza i siła...
Wilski biegł i uśmiechał się, ściskając brzegi płaszcza. I nie siła go pchała do przodu, bo słaby był i nie nakaz władzy żadnej Tylko pragnienie wolności.
Tak wiele zapomniano. Jeszcze więcej zapomnimy. Nieprzyjemna myśl ukłuła go w spieczony letnim słońcem kark, niczym zbłądzona pod kołnierzem osa, szukająca ucieczki.
Czas spędzony w erfurtckiej fraterni klasztornej, czas naznaczony zbieraniem doświadczenia i nauk niemieckich bernardynów miał zapewnić mu coś więcej, niż tylko ślepe machanie mieczem na rozkaz seniora. Coś więcej, niż dźwiganie na barkach ciążącej inwestytury. Coś więcej, niż osamotnioną, choć honorową śmierć na polu bitwy.
Opuszek palca potarł gładką fakturę leżącego we wnętrzu sekretarzyku papieru. Mężczyzna nachylił się lekko nad papierzyskiem, mrużąc oczy; szukał skaz, wad, pretekstów, by zacząć pisać od nowa. Nie wiadomo, czy fakt, że ich nie znalazł, napełnił go zmartwieniem, czy ulgą; lekko wydęta dolna warga nie zdradzała wiele. Spoczął na oparciu skrzypiącego, krzesła i odsunął zapisany arkusz daleko od siebie, w głąb sekretarzyku, tak, że niemal stykał się ze drewnianą ścianą mebla.
„Bóg ich, czy diabeł złączył”, nie wiedział. I wiedzieć nie chciał. Był jednak pewien, że gdy ją ujrzał, tam w zakurzonej, śmierdzącej potem i fekaliami mieścinie, wszystko inne obumarło, pozostawiając ją. W samym centrum uwagi, na samym szczycie jego kłębowiska myśli. Myśli, które, wyznając przed Panem, wstydziłby się. Cała, śmierdząca polskim plebsem wiocha, mogłaby wokół niego spłonąć, a on nie strzepałby nawet popiołu z połyskujących ogniem naramienników. Sapnął gwałtownie.
Przełożeni mówili, że będzie ich trzech. Trzech gońców assasynów. I że jeden z nich, grzesznych kurierów, cieniokrążców, niósł będzie pogański artefakt. Dar od dawnych bogów. Starożytny i potężny. Na tyle potężny, że zaogniany od lat konflikt, opłacało się przekuć na odwracającą uwagę bitwę-maskaradę. Przełożeni nie napomnieli, że gońcem może być niewiasta. Pokój wciąż nią pachnął. Słowiańską łąką, dębem rozpinającym swe gałęzie nad pagórkiem.
Sprawozdanie zdawało się wić, jak rozeźlony wąż. Świece, jakby na złość umożliwiały odczytanie jego treści.
Rok Pański 1410
Znamienity Wielki Mistrzu,
Teraz, gdy echa wojny powoli przemijają, a bitewny kurz stopniowo opada, kryjąc sobą krew i ciała, pragnę z przykrością was powiadomić o jakże nieszczęśliwym zakończeniu misji, jaką w swej łaskawości uraczyłeś mi powierzyć. Gońcem był grzech o kobiecej twarzy i koniu podążającym teraz bez spoczynku w głąb Księstwa zwycięskiego Kiejstutowicza, gdzie nasze perspektywy są równie zamglone, co poranki na tym przeklętym kawałku Europy.
Niewiasta, niby bagienna wiedźma omotała mnie najpierw zauroczeniem, ale w miarę upływu czasu to zaczęło mijać, a ja zacząłem podejrzewać. I gdy ja z wpół wyciągniętą prawicą po ujawniony przez gońca artefakt, ta użyła sztuczki podłej, nieczystej. Mikstury szatańskiej, by stępić mój umysł i osłabić ciało. Zanim jednak ta zaczęła działać, moje oczy spoczęły przez chwilę na ów przedmiocie, który naszemu bractwu jest tak drogi. Wyryta w drewnie czterotwarz, każda morda w innym kierunku zwrócona, zapewne inny zabobon reprezentująca. Identyfikacja ta nie była nad siły trudna, gdyż całą izbę zalał jakby czar, energia bałwochwalcza. Przed oczami malowały się wizje, których nigdym nie widział. (…)
Czas spędzony w klasztorze zapewnił mu, nie tylko piśmienność. Okupione krwawicą ojca szkolenie sprawiło, że doskonale wiedział, co się wydarzy po tej porażce.
Powiadali, że Wielki Mistrz, czytając sprawozdanie, mruczał nieustannie: „Taki młody, taki obiecujący. Takka szkoda.”
„Mamy gości Mości Panowie!” – rzekł dnia 10 lipca 1649 roku Ojciec Królów Jeremi Wiśniowiecki do swych pobratymców, którzy zwali go również Młotem na Kozaków. Na Zbaraż nacierała Kilkudziesięciotysięczna armia wojsk kozackich, tatarskich oraz chłopskich na czele których stał Mistrz Zakonu Templariuszy, zdrajca i buntownik - Bohdan Chmielnicki oraz zmanipulowany przez niego chan Islam III Girej. Nim do oblężenia w ogóle doszło agenci zakonu zdając sobie sprawę z siły oporu, jaką mogą napotkać postanowili zdestabilizować obrońców Zbaraża od wewnątrz poprzez opóźnianie dostaw żywności i amunicji, wypędzanie zwierząt oraz zatruwanie wody. Mimo rozpaczliwej i heroicznej postawy obrońców ich siły topniały w szybkim tempie, głównie z powodu głodu, chorób oraz ograniczonej ilości amunicji. W samym Zbarażu jedynym przedstawicielem Zakonu Asasynów był osobnik, którego do dziś uważa się za jednego z najbardziej zdziwaczałych i wzbudzający największe kontrowersje w całej jego historii. Jan Onufry Zagłoba niewątpliwie nie był przykładem cnót zakonu Asasynów, zaś od skrytobójczych misji wolał alkoholowo-filozoficzne dysputy. Niemniej lojalności oraz trzeźwości myśli, która zawsze szła w parze z nietrzeźwością umysłu niejeden mógłby mu pozazdrościć. To on był głównym pomysłodawcą, by przekonać chana Islama III Girej iż dalsze oblężenie wcale nie leży w jego interesie oraz za jego słowami posłańcy argumentowali u Króla Jana II Kazimierza konieczność natychmiastowej odsieczy. I choć te działania nie były w żadnym razie spektakularne, to nie można odmówić im skuteczności. Zagłoba faktycznie miał kluczowe znaczenie dla zawartej ugody, która sama w sobie nie zadowalała żadnej ze stron (Jak się później okazało pod tym względem historia tych ziem jeszcze nie raz miała się powtórzyć). W ten sposób powstrzymano inwazję tatarską w głąb kraju oraz w pewnym stopniu stłumiono powstanie kozackie, zaś zadowolony z siebie Zagłoba mógł się za to spokojnie napić. Cóż… jaki kraj, tacy Asasyni.
- Zapamiętasz?
Aram chwycił kawałek papieru, z naszkicowaną nań węglem facjatą mężczyzny. Była to dość łagodna, na swój sposób nieco chłopięca twarz, którą zdobiły wielkie oczy. Przebiegł wzrokiem po narysowanej podobiźnie, po czym zgniótł w dłoni trzymany arkusz i upuścił go do ogniska.
- Znajdziesz go? - zakapturzony osobnik zadał kolejne pytanie. Odpowiedź na poprzednie pytanie najwidoczniej go usatysfakcjonowała.
Aram skinął głową.
- Doskonale – tym razem to nieznajomy pokiwał głową – zatem wiesz co robić.
Owszem, wiedział. Dlatego obrócił się na pięcie, niemal od razu po usłyszeniu tych słów i zanurzył się w ciemności, która wgryzała się w kopułę światła, jaką tworzyło wokół siebie ognisko.
- Uważaj na Templariuszy… - Aram usłyszał jeszcze ostatnie słowa za swoimi plecami.
Wiedział, że musi na nich uważać. Jeden z wojowniczych zakonów osiadł na tutejszych ziemiach już dawno temu i przez długi czas sprawiał Polakom rozliczne problemy. A zlikwidowanie oficjalnych struktur państwa krzyżackiego wcale nie musiało oznaczać, że ich tajne służby przestały kiedykolwiek zupełnie funkcjonować. To była ostatnia rzecz, o jaką można było podejrzewać Templariuszy.
*****
Tadeusz nałożył na głowę perukę i przejrzał się w lustrze.
- Hugo – zawołał do mężczyzny siedzącego na sofie, w tym samym pomieszczeniu – wszystko gotowe?
- Tak, zebranie zwołane – odrzekł mu – myślę, że czas zacząć.
*****
Pałac Radziwiłów był prostą, choć estetyczną budowlą. Jej płaskie ściany, tu i ówdzie przyozdobione skromnymi reliefami, nie dawały zbyt wielu szans na wspinaczkę. Być może dlatego, żaden z żołnierzy stojących na straży nawet nie pomyślał, by spojrzeć na dach, po którym przemykały cienie. Wśród nich Aram.
Pierwszy cień padł martwy bez najmniejszego szelestu. Sztylet asasyna przebił mu tchawicę błyskawicznym ruchem, nawet nie zdążył dobyć z siebie żadnego jęku bólu czy rozpaczy. Drugi cień padł chwilę później, z aortą przeciętą w poprzek od nadzwyczaj ostrej klingi handżaru. Trzeci cień spostrzegł, że coś jest nie tak. Lecz nim zdążył zaragować, chwycił się za rozpłataną szyję, próbując zatamować krwawienie. Był już jednak praktycznie martwy.
Później były jeszcze trzy cienie. Umarły szybko.
Następny cień, jaki spotkał, leżał już martwy. Jednak nie z jego dłoni...
- To już wszyscy - Aram usłyszał za sobą obcy głos. Obrócił się i, o zgrozo, w cieniu stojącym nieopodal rozpoznał Templariusza - spokojnie, asasynie. Jestem tu w tym samym celu, co ty. Ochronić go...
Spojrzeli na drzwi balkonowe, na które mieli z dachu idealny widok. Nikłe światło kaganków oświetlało dwie postacie, które właśnie stały przy balustradzie.
- Spisali już tę swoją konstytucję - odezwał się nagle Templariusz - jutro ją ogłoszą. A później wybuchnie wojna z moskalami - wskazał na leżące martwe cienie - i z prusakami. O to wam chodziło? Tak jak i nam...
Aram zrozumiał. Choć nie rozumiał wielkiej polityki.
Cień Templariusza zniknął w mroku nocy.
Do Zbaraża dotarłem z Mikołajem Skrzetuskim który przybył by wspierać księcia w obronie Zbaraża. Jednak jednym z moich zadań po za zlikwidowaniem Tuhaj-beja było ocalenie rajskiego jabłka przed żądnymi władzy nad światem templariuszami , było ono bowiem ukryte w murach twierdzy. Twierdza była nacierana przez ordy tatarów tabory kozaków , nie miałem jak opuścić twierdzy by ukryć artefakt w bezpiecznym miejscu gdzie templariusze nie mieli sposobności na jego zdobycie. Ataki trwały w nieskończoność, wydawało by się że nigdy nie ustaną, ale odpieraliśmy je jeden za drugim. W końcu w twierdzy zaczęło brakować żywności i książę podjął próby wysłania posłańców o odsiecz do króla. Gdy ci nie wracali ani nie było widać by odsiecz nadciągała wpadłem na pomysł jak wyniosę artefakt z twierdzy i gdzie go ukryje. Gdy zaczęło brakować prochu za moją namową Skrzetuski wstawił się do księcia z chęcią wyruszenia z posłaniem do króla, który był wraz z armią w Toporowie(tam ukryje jabłko). Zgłosiłem się więc wraz ze Skrzetuskim do wykonania zadania doręczenia listu królowi,w ten sposób mogłem ocalić nie tylko artefakt ale i mojego kompana Mikołaja Skrzetuskiego przed losem wcześniejszych śmiałków. Posłańcy wyruszający samotnie nie wracali pewnie ranni nie docierali a inni trafiali na pal ku przestrodze ze nie ma wyjścia po za granice obozów tatarskich i nie ma drogi ucieczki, choć nikt w twierdzy nie myślał o ucieczce, dumni i honorowi Polacy nie tylko szlachta ale i prości ludzie walczący u boku księcia Jeremiego nie myśleli uciekać przed tatarami i kozakami mimo wyczerpania i głodu. Ale miałem jeszcze jeden cel Tuhaj-bej którego bractwo nakazało zabić.
Jeszcze tego samego dnia miałem szanse wypełnić zadanie zabicia Tuhaj-beja. W trakcie odpierania natarcia zauważyłem go ruszyłem w jego stronę w ferworze walki pokładając jeden za drugim stojących na drodze tatarów. Dotarłem do Tuhaj-beja i utopiłem ostrze tuż pod jego sercem o ile je miał . Gdy zsunął sie z konia prawie martwy, wielki Tuhaj-bej prosił o łaskę i prosił o szybką śmierć. Zostawiłem go konającego w męczarniach na polu bitwy ale dzięki temu co powiedział bym nie pozwolił mu zdychać jak psu wiem jak opuścić w miarę niezauważonym przez tatarów . W nocy wraz ze Skrzetuskim ruszyliśmy na moczary gdzie wypływało dziennie wiele trupów one pomogły maskować naszą obecność w wodzie. Przed opuszczeniem Zbaraża wydostałem artefakt i ukryłem w menażce dla niepoznaki. Udało nam się ominąć 2 punkty kontrolne tatarów ale przy trzecim niespodziewanie Skrzetuski natknął się na tatara który okradał wypływające zwłoki i (gdyby był sam nie wiem czy dotarł by do króla) wtedy kazałem Skrzetuskiemu uciekać a tatar i jego kompan posmakowali mojego ostrza. Upewniając się ze jest bezpiecznie dogoniłem kompana i ruszyliśmy do Toporowa. Zadanie poselskie wykonane a król ruszył z odsieczą ja z nim ,ale przed tym ukryłem artefakt w podziemiach Toporowa . W drodze z odsieczą zaskoczyły nas orda tatarów z Chanem i kozacki tabor z Chmielnickim. Chan był pazerny na łupy i łasy pochlebstw wiec udało się go przekupić paktem ziemie którymi będą wracać mogą plądrować a Zbaraż i czernie i ich ziemie trafią do kozaków nie całkiem o to chodził mi ale i tak templariusze nie dostana tego co chcieli a ludzie z księciem mogą opuścić spokojnie bez obaw twierdze
Kamień pono wytrawić jest trudno. Ale paryski bruk krew chłonie lepiej niż jedwabna materia. Jucha wsiąka w niego szybciej niż w rękaw, którym otarto obity nos. Wżera się w niego prędko, znaczy go nieubłaganie, przybija na nim swój straszny stempel i barwi go z łatwością, z jaką nie farbuje się nawet niewieściej sukmany. Czerwi szkarłat z czasem jednak blaknie; krew rozlana na brukach – przeciwnie – czernieje. Jest lepka, ciężka i pachnie żelazem. Śmiercią, do której zlatują się muchy i przypełza robactwo. Za grosz w niej wzniosłości. Stężała krew ludzka tożsama jest ze zwierzęcą. Nie dostrzeżesz różnicy.
Pod datą 19 kwietnia 1906 roku na paryski krew również bryznęła krew. Upadł wtedy, trącony wozem niebacznego furmana, Pierre Curie. Nad mężczyzną szybko uczyniło się zbiegowisko; przekupki rzuciły tobołki, dzieci – ciekawe zakazanych widoków – wyrywały się rodzicom. Nawet damy, w woalach i pod parasolkami, obracały się na ten widok z zainteresowaniem. W oddali ujadał pies, na trotuarze rżały przestraszone konie, które odprzęgnięto już od nieszczęsnego wozu. Z Pierre’a Curie uchodziło zaś życie.
Ktoś nagle zaczął się przeciskać przez spory tłumek. Napięte ekscytacją ciała rozstępowały się, ulegały kuksańcom, które – prąc przed siebie z nadludzką siłą – ktoś rozdzielał na prawo i lewo, na oślep, w amoku. Z ciżby wyłonił się Paul Langevine, przyjaciel Marii, jej totumfacki, ale i wcale utalentowany fizyk. Langevine, zdjęty przerażeniem, mimowolnie przypadł do ciała Pierre’a. Niesiony niejasnym impulsem jedną dłonią chwycił go za rękę; drugą położył mu pod głowę, palce wplatając we włosy. Curie uniósł na niego swe oczy. Jeszcze pełgało w nich życie. Wycedził:
– Paul, to oni zrobili. – Powietrze nabierał z trudem, mozolnie, jakby wtaczał pod górę ciężki głaz.
– Pierre, przyjacielu, co ty mówisz? Jacy oni? – do Langevine’a widomie nie docierało to, co usłyszał.
– Ty wiesz. Zrozumiesz. Będziesz musiał zająć się Marią. Ja jej już nie ochronię.
– Leż i nie gadaj, bo pleciesz. Bywało, żeś się, bratku, z gorszych rzeczy wylizywał. Zaraz przybędzie pomoc – Paul sam w te słowa nie wierzył. Curie leżał na ziemi bezwładnie; wóz furmana cisnął nim jak lalką, którą daje się dziecku. Jedno z jego żeber sterczało z kamizelki, bieląc się bezwstydnie. Langevine mówił tak, bo wypadało. Czuł, że Curie nie dożyje przyjazdu sanitariuszy. – Leż, spokojnie, leż. Jeszcze mi się będzie Maria na ciebie skarżyć.
Ale Curie nie przeżył. Potrącenie okazało się śmiertelne. Pierre – człowiek, który lata temu rozpostarł nad Marią ochronny parasol – tym razem uległ knowaniom wroga, dla którego takie zabójstwo było najniższą ceną, jaką mógł zapłacić za dostęp do sekretów genialnej Polki. Wypadek nie był dziełem przypadku, ale zwieńczeniem dawno już zawiązanej intrygi.
Ale Langevine o tym jeszcze nie wiedział. Dopiero osobiste śledztwo pozwoliło mu odkryć prawdę. Niejawne fakty zaczęły mu się z wolna ukazywać z całą ostrością. Pierre był templariuszem, który od dawna już zapewniał Marii bezpieczeństwo. Był przy niej, gdy ta dokonywała największych odkryć – przede wszystkim po to, by dać odpór asasynom czyhającym na jej tajemnice. Gdyby nie on, nie byłoby ani lipca, ani grudnia 1898 r.
Teraz to Langevine miał się stać protektorem Marii Curie-Skłodowskiej.
Głupcy, ambitni głupcy. Naprawdę sądzą, że służą słusznej sprawie. Tymczasem ten ich bezprzedmiotowy spór szerzy tylko chaos. Mogli ustąpić, wszak wielokrotnie już dawaliśmy im szansę na porozumienie. Ale nie! W końcu racja musi być po ich stronie i jest dla nich bez znaczenia gdzie rzeczywiście się ona znajduje. Ściągają więc posiłki, gromadzą zaciężnych i wzywają sojuszników, by wesprzeć własne oddziały w decydującym starciu. Siły obu państw zdają się być wyrównane, nic więc dziwnego, że wątpią w możliwość samodzielnego zwycięstwa. Tym niemniej, dowodzi to tylko tego, iż należy zmienić dotychczasową strategię. Wszakże brak prawdziwej wiary w słuszność własnych działań i możliwości to największe zagrożenie dla powodzenia naszej misji – coś, na co nie możemy pozwolić.
Tak więc dobrze, pomożemy im. Dostarczymy najemników, pomożemy uzgodnić korzystne przymierza, użyczymy doświadczenia naszych dowódców. Niech idą w bój, niech zapłacą daninę krwi tej ziemi, której spokój zakłócają krnąbrnością i pychą. Koniec końców, wynik tego starcia nie ma znaczenia. Którakolwiek strona odniesie zwycięstwo, to jedynie drobny epizod w procesie realizacji naszej wizji. Trwały pokój osiągniemy wszak dopiero wtedy, gdy stracą powód - lub możliwość - dalszej walki.
Ruszajcie więc, bracia. Fryderyku, od kilkunastu już lat służysz radą kolejnym Wielkim Mistrzom. Rób to dalej. Pamiętaj tylko, jaki przyświeca nam cel – musisz wyrwać Zakon z łona Kościoła. Wtedy i tylko wtedy zakonnicy stracą główny pretekst do podboju jak też przede wszystkim opiekuna, która do tej pory pozwala im utrzymać się na powierzchni zdarzeń bez względu na gwałtowność jego nurtu. Ty zaś, Wacławie, zadbaj o to, by młody Władysław nie zapomniał tego co już od lat mu wpajasz. Przygotuj też własnych następców, którzy podtrzymają Koronę w jej dążeniu do objęcia zwierzchnictwa nad mnichami.
Może nie dziś ani jutro, ale doczekamy dnia, w którym zapanuje spokój na tej ziemi. Idźcie już. I niech Ojciec Zrozumienia was prowadzi.
Hej wszystkim!
Ogłaszamy koniec przyjmowania prac na konkurs Assassin’s Creed Origins – wszystkie prace umieszczone po ostatecznym terminie (tj. 17 listopad 23:59) nie będą już przyjęte do puli tekstów. Dziękujemy za wszystkie zgłoszenia i z całą pewnością będzie co czytać, gdyż odzew był ogromny :)
Wyniki ogłosimy 24 listopada. Lista zwycięzców zostanie umieszczona na stronie konkursowej, poście na forum oraz newsie, a sami zwycięzcy poinformowani drogą mailową.
Raz jeszcze dziękujemy i przypominamy wszystkim, którzy biorą udział w konkursie - musicie mieć zaznaczoną zgodę na przetwarzanie danych osobowych w ustawieniach swojego profilu!
Udanego weekendu!
Pewnego ciepłego letniego wieczoru Bajek postanowił wyjść na dwór, żeby popatrzeć na gwiazdy na pięknym bezchmurnym niebie. W pewnym momęćie Bajek usłyszał że coś obok niego szybko przebiegło. Wrócił więc do domu. Następnego dnia Bajek szedł do sklepu ale nagle usłyszał krzyk, z za rogu wyłonił się chłopak w czarnej bluzie z kapturem założonym na głowę, w jeansach oraz w czarnych butach. Bajek szedł dalej nie oglądając się za siebie i słyszał jak ten chłopak za nim idzie ale nie zwracał na to uwagi, wszedł do sklepu zrobił zakupy i wyszedł. Kiedy wracał, do domu pobiegł do tamtego mejsca z kąd wyszedł tamten chłopak, nagle zobaczył jednego z oficerów leżącego obok wejścia, do jakiejś kryjówki która była zamknięta na klucz, oraz był przywiązany łańcuch. Bajek wrócił do domu następnego dnia przyszedł, do niego list. Bajek go wzią, otworzył go to był list, z zaproszeniem do tamtej kryjówki, przy której leżał tamten oficer. Spotkanie było ustalone na 13.07.2006r. na godzinę 19:20. Bajek poszedł tam i zapukał do drzwi, z za drzwi dobiegały głosy i nagle Bajek usłyszał, jak ktoś podszedł do drzwi. Drzwi otworzył mu tamten chłopak tylko nie miał już bluzy ani jeansów, lecz miał na sobie strój Assasinów Bajek wiedział, kto, to, są, Assasinowie, ponieważ Bajka dziadek był Assasinem. Ten chłopak go wpóścił. Szli długim korytażem, później schodzili dwa metry pod ziemie zakręconymi schodami, wkońcu dotarli. Bajek zobaczył jeszcze dwóch Assasinów, któży rozmawiali, nagle do Bajka podszedł jeden z nich i wręczył mu skrzynię, w której była szata Assasina, jego dziadka. Bajek przypomniał, sobie jego dziadka kiedy ubrany w taką szczatę pomagał ludziom. Powiedzieli mu że od teraz jest jednym, z nich. I od wtedy, zaczęła się cała przygoda Bajka. Bajek pojechał do Egiptu, dla tego, że miał tam misje aby uwolnić z niewoli innych ludzi. Ponieważ zły Faraon uwięził ich w jednej z piramid. Bajek znajdował tam różne skarby. Miał tam również swojego konia. Bajek później, wyruszył w podróż do dżunglii na swoim koniu przemieżył długą drogę i kilka postoi, ale po drodze napotkał małe miasteczko gdzie ostanowil się zatrzymać na kilka dni aby odpocząć zostawił konia w stajni i poszedł wynająć jakiś pokój, ale to miasto wydało mu się znajome, nie wiedział czemu ale znał to miasteczko. Długo jego myślenie nad tym z kąd je zna, nie potrwało długo, ponieważ Bajka dziadek tam umarł jako Assasin. Bajek przyjechał w tedy kiedy było święto trzci jego dziadka za to, że oddał za ich miasteczko życie. Po trzech dniach Bajek wyruszył znów w podróż. W kródce dojechał do dżungli, w dżungli mieli osadę Assasinów ale ona była w srodku dżungli, trzeba było skakać po ljanach, skakać po skałach, wchodzić po pnączach i chodzić po jaskini i wkońcu dotarł Bajek do osady Assasinów więc stał się jednym z nich i tam zamieszkał wtedy mieli święto Assasinów i zebrali się tam wszyscy Asasinowie z całego, świata. Dla Bajka to było nie złe przeżycie i zapamięta je do końca życia Koniec.
Pewnego ciepłego letniego wieczoru Bajek postanowił wyjść na dwór, żeby popatrzeć na gwiazdy na pięknym bezchmurnym niebie. W pewnym momęćie Bajek usłyszał że coś obok niego szybko przebiegło. Wrócił więc do domu. Następnego dnia Bajek szedł do sklepu ale nagle usłyszał krzyk, z za rogu wyłonił się chłopak w czarnej bluzie z kapturem założonym na głowę, w jeansach oraz w czarnych butach. Bajek szedł dalej nie oglądając się za siebie i słyszał jak ten chłopak za nim idzie ale nie zwracał na to uwagi, wszedł do sklepu zrobił zakupy i wyszedł. Kiedy wracał, do domu pobiegł do tamtego mejsca z kąd wyszedł tamten chłopak, nagle zobaczył jednego z oficerów leżącego obok wejścia, do jakiejś kryjówki która była zamknięta na klucz, oraz był przywiązany łańcuch. Bajek wrócił do domu następnego dnia przyszedł, do niego list. Bajek go wzią, otworzył go to był list, z zaproszeniem do tamtej kryjówki, przy której leżał tamten oficer. Spotkanie było ustalone na 13.07.2006r. na godzinę 19:20. Bajek poszedł tam i zapukał do drzwi, z za drzwi dobiegały głosy i nagle Bajek usłyszał, jak ktoś podszedł do drzwi. Drzwi otworzył mu tamten chłopak tylko nie miał już bluzy ani jeansów, lecz miał na sobie strój Assasinów Bajek wiedział, kto, to, są, Assasinowie, ponieważ Bajka dziadek był Assasinem. Ten chłopak go wpóścił. Szli długim korytażem, później schodzili dwa metry pod ziemie zakręconymi schodami, wkońcu dotarli. Bajek zobaczył jeszcze dwóch Assasinów, któży rozmawiali, nagle do Bajka podszedł jeden z nich i wręczył mu skrzynię, w której była szata Assasina, jego dziadka. Bajek przypomniał, sobie jego dziadka kiedy ubrany w taką szczatę pomagał ludziom. Powiedzieli mu że od teraz jest jednym, z nich. I od wtedy, zaczęła się cała przygoda Bajka. Bajek pojechał do Egiptu, dla tego, że miał tam misje aby uwolnić z niewoli innych ludzi. Ponieważ zły Faraon uwięził ich w jednej z piramid. Bajek znajdował tam różne skarby. Miał tam również swojego konia. Bajek później, wyruszył w podróż do dżunglii na swoim koniu przemieżył długą drogę i kilka postoi, ale po drodze napotkał małe miasteczko gdzie ostanowil się zatrzymać na kilka dni aby odpocząć zostawił konia w stajni i poszedł wynająć jakiś pokój, ale to miasto wydało mu się znajome, nie wiedział czemu ale znał to miasteczko. Długo jego myślenie nad tym z kąd je zna, nie potrwało długo, ponieważ Bajka dziadek tam umarł jako Assasin. Bajek przyjechał w tedy kiedy było święto trzci jego dziadka za to, że oddał za ich miasteczko życie. Po trzech dniach Bajek wyruszył znów w podróż. W kródce dojechał do dżungli, w dżungli mieli osadę Assasinów ale ona była w srodku dżungli, trzeba było skakać po ljanach, skakać po skałach, wchodzić po pnączach i chodzić po jaskini i wkońcu dotarł Bajek do osady Assasinów więc stał się jednym z nich i tam zamieszkał wtedy mieli święto Assasinów i zebrali się tam wszyscy Asasinowie z całego, świata. Dla Bajka to było nie złe przeżycie i zapamięta je do końca życia Koniec. Laura Skaza
A tak swoją drogą, panowie, co wam sprawiło największe trudności przy pisaniu?
W moim przypadku - skracanie tekstu do granicy 3 tys. znaków. :)
Od razu przypomniały mi się wszystkie perypetie z tłumaczeniem gier. Ponieważ angielski jest językiem znacznie bardziej "skondensowanym", polskie tłumaczenia oryginalnych kwestii zajmują zazwyczaj znacznie więcej miejsca, co powoduje czasem problemy z poprawnym wyświetlaniem tekstów na ekranie. Dlatego tłumaczenie gier przypomina czasem tłumaczenie poezji: trzeba zmieścić jak najwięcej treści w jak najmniejszej liczbie sylab. ;)
Jak dla mnie opowiadanie Wiejskiego Widzącego pozamiatało. Jak wcześniej pisałem- Tryplariusz rządzi.
Hej wszystkim!
Na początek - jeszcze czytamy Wasze prace :)
Ponownie przypominamy wszystkim biorącym udział w konkursie:
- musicie mieć zaznaczoną zgodę na przetwarzanie danych osobowych w ustawieniach swojego profilu;
- plus poprawnie wypełnijcie dane adresowe w sekcji „moje gry-online.pl” (przycisk „uaktualnij/zmień swoje dane” w zakładce „Ustawienia”).
Hej wszystkim!
Oczekiwanie dobiegło końca – po długich debatach i dniach pełnych czytania, ogłaszamy wyniki konkursu.
Na początku dziękujemy za ogromny wprost odzew, ostatecznie (po sprawdzeniu znaków oraz innych punktów regulaminu) zakwalifikowało się ponad 170 prac o różnorodnej tematyce (przekłada się to na 140 stron surowego tekstu :)). Bez wątpienia przeważały u Was bitwa pod Grunwaldem oraz zamach na Gabriela Narutowicza; mieliśmy bohaterskie wspomnienia, gorzkie dzienniki, wiersze i pełne akcji opisy wprost z pola bitwy.
Wybranie 10 najlepszych tekstów nie było łatwym zadaniem, ale nie przedłużając poniżej wyniki konkursu:
[AKTUALIZACJA IX-X MIEJSCA W ZWIĄZKU Z REGULAMINEM]
I miejsce – Zdzichsiu
II miejsce – Punkrocker
III – VIII miejsca (kolejność przypadkowa) - Sethlan, Runnersan, Rafbeam, Matysiak G, Tymos, Mannelig
IX – X miejsca (kolejność przypadkowa) - Manilson, Worazer
Wszystkich nagrodzonych prosimy o sprawdzenie poprawności danych podanych w Waszych profilach użytkowników - tuż po weekendzie będziemy się kontaktować w celu przekazania nagród.
Raz jeszcze dziękujemy za liczny udział i mamy nadzieję, że dobrze się bawiliście poznając wybrane przez siebie wydarzenia historyczne.
Zachęcamy do uczestnictwa w kolejnych konkursach - do zobaczenia! :)
Gratulacje dla zwycięzców, po porównaniu ich prac i mojej stwierdzam, że daleko mi jeszcze do mistrza pióra :D
Hej wszystkim!
Do nagrodzonych wysłane zostały maile - proszę sprawdźcie swoje poczty i podążajcie według dalszych instrukcji. Dziękujemy! :)